Zosia
Od kilkunastu dni zauważyłam u siebie dziwne objawy. Nie dopuszczałam do siebie na początku myśli, że może to być ciąża. Przez pierwsze dni zaczęłam więcej jeść, miałam dziwne zachcianki, bolały mnie piersi (dokładnie jak przy okresie), czułam się normalnie i bagatelizowałam te objawy. Miałam mieć niedługo miesiączkę. Minęło kilka dni a ja zaczęłam się czuć coraz gorzej. Jak wcześniej jadłam wiecęj, to teraz nie mogłam przełknąć praktycznie niczego. Na samą myśl o jedzeniu mnie mdliło. W sumie nie tylko na myśl o jedzeniu, po prostu czułam cały czas uczucie, że zwymiotuje. To było okropne. Pewnego ranka obudziłam się i próbowałam wstać. Po wstaniu poszłam zrobić sobie jedzenie. Nie dałam rady. Musiałam po przejściu paru kroków usiąść, bo czułam, że jak tego nie zrobię to zemdleję. Z pomocą przyszedł mi mój chłopak, pomógł mi i minął nastepny dzień. Następnego ranka było jeszcze gorzej. Ledwo przeszłam do łazienki i z powrotem. Upadłam na łóżko, czując, że jakbym dłużej postała, to zemdlałabym. Serce mi tak szybo i mocno łomotało, że się przestraszyłam. Nigdy nic podobnego mi się nie działo. Tym bardziej przez następny dzień. Trwało to kilka dni. Chłopak przynosił mi śniadanie do łóżka, które ledwo jadłam. Nie mogłam nic przełknąć. Czułam się źle. Nie jestem typem osoby, która lubi jak się nią niańczy. Nie lubie też czuć się bezsilna wobec siebie, a w tym przypadku właśnie tak było. Chłopak zaczął się bardzo martwić. Wspierał mnie i pomagał cały czas. Po dosyć emocjonalnej rozmowie, udaliśmy się do sklepu po testy ciążowe. Kupiłam 3, po jednym z każdego rodzaju. Żeby mieć pewność. Zbyt dużo nie rozmawialiśmy wtedy ani o dziecku, ani o aborcji. Nie chcieliśmy się nawzajem nakręcać. O poranku zrobiłam testy. Siedziałam w łazience i modliłam się, żeby to była tylko jedna kreska. Chyba nigdy się tak nie stresowałam, jak w tamtym momencie. Niestety patrzyłam na testy i rysowały się na każdym z nich widoczne dwie kreski. Zaczełam zerkać pod światło, czy to przypadkiem nie błąd, chciałam odsunąć od siebie myśl, że to we mnie jest. Zaczęłam się jeszcze bardziej trząść niż przedtem. Poszłam z testami do pokoju. Mój chłopak jeszcze spał, w momencie jak usiadłam na łóżku momentalnie się obudził. Zaczęłam płakać. Widziałam jego mine, pokazałam mu testy i zamarł. Przytulił mnie i siedzieliśmy tak do momentu, aż się nie uspokoiłam. Po czasie zaczęliśmy rozmawiać, co robimy. Jedyne co mi przyszło do głowy to aborcja. Nie widziałam innej opcji. Lubię dzieci, ale sama czuję, że jeszcze nim jestem, więc posiadanie go w tak młodym wieku nie było na moje możliwości odpowiedzialną opcją. Chłopak był tego samego zdania. Mamy plany, studia. To nie jest dobry moment. Nie teraz. Zaczęłam od razu szukać stron, organizacji, które moga mi pomóc. Bałam się. Okropnie się bałam. Znalazłam stronę, która załatwia receptę i tabletki. Bez zastanowienia wypełniłam formularz. Dla pewności udaliśmy się jak najszybciej do ginekologa, żeby potwierdzić czy to na pewno jest ciąża. Pani potwierdziła, że to ciąża, 6 albo 8 tydzień. Zależało nam na czasie. Czytałam że im później przeprowadzi się aborcję, jest większe ryzyko powiązań i boli bardziej w zależności od tygodnia ciąży. Wcale mnie to nie uspokoiło. Czekaliśmy kilka dni. W tym czasie powiedzieliśmy dwóm zaufanym przyjaciołom. Namieszali mi w głowie. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, jakby to było, jakbym zdecydowała się urodzić. Z jednej strony wiem, że otrzymałabym pomoc, ale z drugiej wiem, że dziecko to zmiana życia o 180 stopni, jesli się go nie wyczekuje i nie planuje. Tabletki w końcu przyszły. Byłam coraz bardziej zdenerwowana tą sytuacją. Od momentu zrobienia testów do momentu przeprowadzenia aborcji nie mogłam normalnie spać. Ustaliliśmy kiedy wezmę tabletki. Rodzice chłopaka akurat w tym czasie postanowili wyjechać. Idealna okazja, bo trudno byłoby im to wszystko wytłumaczyć. Tym bardziej, że czytałam jakie są efekty uboczne, a kompletnie nie wiedziałam jak zachowa się mój organizm. Zaopatrzyłam się tego dnia w podpaski i w leki przeciwbólowe. O 21 połknęłam mifepristone. Po nim się nic nie działo, więc zjadłam i położyłam się spać. Następnego dnia przed 21 zażyłam dwie tabletki leku przeciwbólowego. Dokładnie o 21 zażyłam misoprostrol. Włożyłam 4 tabletki między policzek a dziąsła. Przez 30 minut musiałam je tam trzymać. Konsystencja nie była zła. Czułam, jakbym miała mąkę w buzi. Po tym czasie pozostałość popiłam. Trzęsłam się jak to robiłam. Wiedziałam, że zaraz to wszystko się zacznie. Przez godzinę nie czułam nic. Nawet na chwilę zasnęłam. W końcu po tym czasie poczułam, że muszę iść do toalety. Pierwsze co poczułam to jak coś ze mnie wypada. Nie było to komfortowe. Poczułam jeszcze większy strach. Od razu powiedziałam o tym chłopakowi, który widać, że denerwował się za naszą dwójkę. Zaczęłam czuć, że boli mnie brzuch. Był to dosyć mocny ból. Mocniejszy niż przy okresie. Dziękowałam sobie że pomyślałam za wczasu, o tym, żeby wziąć leki na ból. Siedziałam na podłodze w łazience bo nie mogłam się ruszać. Nie wymiotowałam, nie miałam biegunki. Jedyne co, to czułam potworny ból brzucha. Co jakiś czas musiałam zrobić siku. Przy każdym razie czułam, jak coś ze mnie wypada. W miarę mijania czasu, było to coraz mniejsze. Po 3/4 godzinach wróciłam do pokoju. Położyłam się i zasnęłam. Wszystko trwało jakieś 5 godzin. Szczerze mówiąc, większą panikę sprowadziłam sama na siebie czytając jakie są skutki uboczne. Biorąc pod uwagę, że jest ich dość dużo, o dziwo miałam ich faktycznie mało. Bałam się więcej niż powinnam.
2020 Poland
Jestem na pewno bardziej ostrozna.
Did the illegality of your abortion affect your feelings?
Miało. Byłam bardzo smutna, że w moim kraju nie pozwala się kobietom takim jak ja, decydować o swoim życiu.
How did other people react to your abortion?
Zaakceptowały to. Nie wytykają mnie palcami, ani nie obwiniają.