K.A.K.

Share your story

Najgorszy dzień w moim życiu. Początek stycznia, wtedy zobaczyłam te nieszczęsne dwie kreski.. O ciąży dowiedziałam się po koniec 2 tygodnia jej trwania (nie było innej możliwości, tylko raz w tym czasie uprawialiśmy seks). Okres powinnam dostać tydzień po współżyciu, jednak ten nie nadszedł... Co wtedy czułam? Potworny strach, panika, przerażenie, uczucie, że zawiodłam siebie, swoją rodzinę. Nie wiedziałam co robić, byłam załamana. Mój chłopak utrzymał zimną krew, zaczął szukać rozwiązań... Oczywistym było, że nie zatrzymamy tej ciąży: ja mam 19 lat, dopiero zaczęłam studia, on 23, był gotowy przyjąć dziecko, ale wiedział, że to ja nie jestem gotowa.
Zamówiliśmy tabletki z internetu, które okazały się oszustwem. Powoli zaczęłam tracić nadzieję, większość sprzedawców to przecież oszuści...Została nam opcja WOW, ale baliśmy się, że paczka zostanie zatrzymana przez urząd celny... Tak upłynął 3 tydzień.

Czułam się bezsilna, żyłam z dnia na dzień, nie miałam ochoty kompletnie na nic. Przerażała mnie wizja bycia matką. W międzyczasie nadszedł czas egzaminów na studiach. Pierwsza sesja, a ja zamiast się uczyć, siedzę pod kocem wspominając jakie piękne i beztroskie było moje życie jeszcze kilka tygodni wcześniej...
Mój chłopak w tym czasie działał! Odnalazł swojego dawnego znajomego z Kijowa, który zgodził się pomóc. Zaczął szukać aptek, gdzie sprzedaliby nam mifepristone i misoprostol bez recepty. Nie było to łatwe, nawet na Ukrainie. Kolejne zamówienie z internetu i kolejna porażka- chińskie opakowanie wzbudziło nasze podejrzenia. Minął 4 tydzień...

Przełom nastąpił, gdy nasz znajomy znalazł w Kijowie lekarza, który zgodził się sprzedać nam pigułki bez recepty. Zapłaciliśmy 50 euro. Z relacji znajomego wynika, że doktor przez godzinę wyjaśniał zastosowanie i sposób użycia tabletek. Znaleźliśmy w końcu wiarygodne źródło. Nasze szczęście było OGROMNE. Pozostała tylko kwestia doręczenia pigułek do Polski- to okazało się baaardzo trudne. Żaden kurier nie chciał podjąć się zadania, wiadomo, że na granicy ukraińsko-polskiej kontrole są na porządku dziennym, zwykła poczta też odpadała- przecież zawartość zostanie sprawdzona... Znowu nie mieliśmy pomysłu co dalej. Tak upłynął 5 tydzień.

Kolejny tydzień przywitał mnie okropnymi mdłościami, które utrzymywały się całymi dniami... I wtedy powiedziałam sobie dość. Nie ma czasu na bierność. Zadzwoniłam do rodziców, poprosiłam by wysłali mi mój paszport, który zostawiłam w rodzinnym domu, powiedziałam, że jadę na dwudniową wycieczkę...
Postanowiłam! Jadę do Lwowa, gdzie na poczcie będzie czekała na mnie moja paczuszka z Kijowa! Niestety, minęło 5 dni a paszport nie nadchodził... Zaczęłam się mocno denerwować... Tak minął 6 tydzień

Następnego dnia po południu trzymałam już paszport w swoich dłoniach. Ufff, dotarł :)
Jeszcze tego samego dnia byłam w drodze do Lwowa. Bez problemu dotarłam na miejsce, znalazłam pocztę, przejęłam przesyłkę. We Lwowie spędziłam godzinę, chciałam jak najszybciej wrócić. Droga powrotna była bardzo męcząca, na granicy rutynowa kontrola- sprawdzili mój bagaż (tabletki schowałam w wewnętrznej kieszeni kurtki, nie było problemów). Cała podróż zajęła prawie 30 godzin...
Wróciłam do mieszkania mojego chłopaka, byłam wykończona, ale w końcu osiągnęliśmy sukces :)

Tabletki od lekarza z Kijowa trochę mnie zdziwiły: 3x mifepristone i 4x misoprostol. Ze wskazań wynikało, że najpierw miałam połknąć 3 tabletki mifepristone i czekać na krwawienie (36-48 godzin), a następnie wziąć pod język 2 tabletki miso.
Jeśli krwawienie nie nadejdzie miałam umieścić misoprostol bezpośrednio w pochwie- czego wolałam uniknąć w razie konieczności udania się do szpitala.

Wzięłam mifepristone w piątek wieczorem, położyłam się spać. W sobotę czułam się normalnie, nie miałam ciążowych mdłości (pierwszy raz od wielu dni). Cały dzień oglądałam seriale, miałam dobry humor, byłam spokojna. Wieczorem rozbolały mnie plecy. To był mocny ale krótkotrwały ból. Nie jestem do końca pewna czym był spowodowany. Pomogła butelka z gorącą wodą owinięta w ręcznik. Cały czas był przy mnie mój chłopak. Około 20 zasnęłam.

Obudziłam się w niedzielę przed 8. Byłam bardzo wypoczęta. Nadal jednak nic nie czułam, zamiast krwi leciało ze mnie dużo wody, dosłownie to była woda. Zjadłam lekkie śniadanie, czułam się świetnie. Zaczęłam sprzątać mieszkanie. Przed godziną 10 poczułam, że leci mi krew, było jej bardzo mało, ale była. Ucieszyłam się! Oznaczało to, że mogę przyjąć misoprostol doustnie. Zostawiłam sprzątanie, wzięłam szybki prysznic.
Misoprostol umieściłam pod językiem o 11:45. Minęło 10 minut i poczułam się bardzo źle, wręcz TRAGICZNIE. Od razu zaczął boleć mnie brzuch, dostałam biegunki, miałam zawroty głowy, dreszcze, nie mogłam się ruszać, ręce i nogi odmawiały posłuszeństwa, chciało mi się wymiotować. Siedziałam sama w łazience, wolałam być sama. Ten stan trwał 40 minut. Gdy byłam w stanie wyjść z łazienki, położyłam się do łóżka, chłopak podawał mi wodę i ogrzewał lędźwie termoforkiem- to zawsze mi pomagało podczas okresu.
Godzinę po przyjęciu misoprostolu czułam się już dobrze, od czasu do czasu miewałam tylko bolesne skurcze, czułam, że leci ze mnie krew (jak podczas okresu). Przeleżałam tak 3 godziny. Po tym czasie wstałam do łazienki, czułam się już normalnie, chłopak gotował obiad. W toalecie chciałam tylko zmienić podpaskę, jednak to właśnie wtedy wypadło ze mnie coś dużego, czułam jak się zbliża, to było obrzydliwe uczucie. Wtedy poroniłam. Nie patrzyłam co ze mnie wyszło, na papierze zauważyłam tylko kawałek tkanki (około 4 cm). Nic mnie nie bolało, położyłam się do łóżka i tylko krwawiłam, żadnych bóli. Dodam, że podczas całego procesu wzięłam 4 tabletki ibupromu, moim zdaniem to pomogło. Byłam mega szczęśliwa. Dla pewności wzięłam pozostałe dwie tabletki, jednak oprócz biegunki, nie wydarzyło się nic. Wypiłam szklankę wody i zjadłam jabkło.

Po tych 4 godzinach już nic się nie wydarzyło. Nie wiem ile będę krwawić, bo "zabieg" wykonałam dziś rano.
Mam nadzieję, że wszystko się udało :)
Jeśli jest już po wszystkim to nie było się czego bać. Obawiałam się bólu, ale trwał krótko i przypominał bóle miesiączkowe. Czułam się jednak bardzo słabo przez pierwszą godzinę po przyjęciu misoprostolu. Później było już tylko lepiej :)
Najgorszy był okres oczekiwania i poczucie bezsilności z tym związane.
Chcę zapomnieć o całym procesie, moje życie wraca do normy...

Wszystkim kobietom życzę ODWAGI i powodzenia!

2017 Poland

Nie ma mowy o żalu czy smutku. Wiedziałam co chcę zrobić.

Uważam, że cały proces jest bezpieczny i bardziej humanitarny niż zabieg chirurgiczny.

Nie chciałam niszczyć swojej przyszłości.

Did the illegality of your abortion affect your feelings?

NIE. To moje życie i moje decyzje.

How did other people react to your abortion?

Wiedział tylko mój chłopak, wspierał mnie i pomagał.

Claudiagyn

Aconteceu comigo.

Hattie Ladd

I have had two abortions. The first one was when I was 20 and the second when I…

Luana Oliveira Jacob

Fiz um aborto - E me senti aliviada.Cada dia que me deito para dormir, fico…

Daniela Moraes

É fácil defender o aborto das outras. Difícil é decidir quando a gente precisa…

Issy

Tome una decision

keira

Chcę mieć kontrolę. Zrobiłam to i NIE ŻAŁUJĘ.

Wzięłam pierwszą tabletkę, czułam…

jennelyn

I had an abortion

Warrior

Sinceramente eu não imaginei que passaria por isso esse ano. Mas sabia que um…

Sylvie Shene

A Life-Saving Experience

Ella

I was so scared but it was right and I know deep in my heart now.

Bea

Enfim,tudo começou em Outubro. Tive relações sexuais com meu parceiro fixo (Meu…

Julia

Uratowałam sobie życie

noha

y la verdad para mi fue un alivio, esto comenzó un el mismo dia que decidi…

Iolanda

Ser solidária com quem abortou e defender a descriminalização jamais me fez…

carmilla

J'ai avorté quand j'avais 18 ans. Je ne le regrette pas, je suis fière d'avoir…

Wer

Tomé la decisión correcta, tal vez no justa, pero correcta.

Miih Be

Dia 9 de Setembro de 2019 tive relação sexual desprotegida com meu noivo, ele…

Samanta

Uma escolha difícil.