Iza
To było trudne doświadczenie, ale nie żałuję.
2014 Poland
Kiedy wybierałam metodę aborcji, tabletki wczesnoporonne wydały mi się najlepszym rozwiązaniem. Przy czym- zwyczajnie się bałam. Nie wiedziałam, jak mój organizm zareaguje na te leki. Czy zadziałają, czy nie dostanę krwotoku, czy pojawi się reakcja alergiczna na któryś składnik leku, jak długo będę krwawić. Jak się zachowam, kiedy zobaczę płód? Co będę czuła?
Na początku myślałam, że to grypa żołądkowa: nie raz i nie dwa zmagałam się rozchwianym żołądkiem i wariującymi jelitami. Plus osłabienie i gorączka, wszystkie objawy się zgadzały. W końcu rozsądek wziął górę i zrobiłam testy ciążowe. Pierwszy wyszedł negatywny, ale już drugi zabarwił się na czerwono w ciągu 3 sekund. Adrenalina sięgnęła zenitu, tysiąc myśli kłębiło się w głowie, stres mobilizował do działania. Następnego dnia rano zrobiłam badanie USG: zobaczyłam płód, woreczek żółciowy, zalążek łożyska- idealny przykład ciąży w 7 tygodniu. Przez jedną, krótką chwilę autentycznie się ucieszyłam! A zaraz potem przyszła myśl- i co dalej? Po prostu wiedziałam, że rozsądne wyjście jest tylko jedno i nazywa się "aborcja". To był 24 grudnia, Wigilia 2013. Cztery tygodnie wcześniej skończył si ę mój związek- rozstaliśmy się z głębokim, obopólnym przeświadczeniem, że nie pasujemy do siebie i nic z tego nie będzie. Myślę, że gdybym miała szansę na stworzenie normalnego domu i normalnej rodziny- to zdecydowałabym sie urodzić. Dziś byłby to 15 tydzień, wybierałabym imię dla dziecka i planowała urlop macierzyński. Ale w rzeczywistości- byłam sama. Wtedy też skończyła się mi umowa w pracy. Dolegliwości ciążowe w pakiecie ze stresem skutecznie odwodziły mnie od szukania pracy nr 2, oszczędności topniały. Pozostała mi kwestia wyboru metody aborcji. Usług polskiego podziemia aborcyjnego nie polecam nikomu; wyjazd za granicę był trochę za drogi i nie miałam z kim jechać. Trzecia opcja to tabletki wczesnoporonne- napisałam więc do womenonweb.org, wypełniłam kwestionariusz, wpłaciłam darowiznę i uzbroiłam się w cierpliwość. Niestety, trochę miałam pecha w skutek nadgorliwości polskich służb celnych czekałam na paczkę 3 tygodnie. Te 3 tygodnie wypadły w okresie Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Pamiętam jak siedziałam przy wigilijnym stole z całą rodziną starając się coś zjeść i nie zwymiotować, choć na co dzień żywiłam się głównie owocami i marchewką, a zapach śledzi i mięsa skręcał mi wnętrzności. Trzymałam fason, uśmiechałam się i śpiewałam kolędy. Czas mijał, a ja podejmowałam ważne decyzje; czy nie powiedzieć Byłemu, co się dzieje i co zamierzam, gdzie poronić, kogo wtajemniczyć, co dla mnie znaczy ta aborcja? Cóż, Były do dziś o niczym nie wie- i tak nie miałby wpływu na decyzję, niczego od niego nie chciałam. Wolałam nie ronić w swoim domu, więc skorzystałam z propozycji koleżanki aby zrobić to u niej. Ta kochana kobieta jest jedną z 3 osób, którym w ogóle się zwierzyłam. I przez cały ten czas miałam przed oczami obraz z USG- śliczną, zdrową ciążę. Powoli przyznałam sama przed sobą, że noszę w macicy nie płód, ale moje dziecko… Na kilka dni przed końcem ciąży, dolegliwości nagle ustąpiły- olaboga, mogłam normalnie jeść! Wróciły mi siły, energia, fizycznie wreszcie poczułam się normalnie. A wtedy, zgodnie z piramidą Maslowa, pojawiły się potrzeby wyższego rzędu: zrozumiałam, że tak naprawdę dojrzałam do roli matki, że moje dziecko zasługuje na to, żeby się z nim pożegnać, że będę za nim tęsknić. Wtedy też pojawiło się nieodparte wrażenie, że to dziewczynka. Moja mała córeczka… Wreszcie tabletki dotarły; drżącymi rękami rozpakowałam paczkę, z ulgą stwierdziłam że wszystko jest w komplecie. Po południu przyjechałam do mieszkania koleżanki. Połknęłam pierwszą tabletkę. Przez następna dobę czułam się normalnie i miałam wątpliwości, czy Mifepristone na pewno na mnie działa… Po 24 godzinach wzięłam Misoprostol, kwadrans później pojawiły się pierwsze skurcze, od razu zaaplikowałam sobie podwójny Ibuprom. Zwymiotowałam Ibuprom, wzięłam Ketonal. A potem przez 2 godziny zastanawiałam się czy zadziałał, bo siła skurczy sugerowała, że chyba nie. Ból był tak silny, że ledwo byłam w stanie się poruszać, miałam silne dreszcze. Na szczęcie przez cały była przy mnie koleżanka: przynosiła koce, otwierała i zamykała okno, sprzątała wymiociny- do końca życia będę jej za to wdzięczna… Pamiętam, że myślałam o tym, jakie to niesprawiedliwe, o tym, w jakich warunkach ronię, że nie ma przy mnie lekarza ani pielęgniarki, o tym, że dziecko spłodziły 2 osoby, ale z bólem zostaje tylko jedna, o tym, jak musi boleć poród i że chyba się na to nie piszę, o tym, że nie krwawię, choć chyba powinnam. Końcu przyszła ulga i pierwsza krew na podpasce. I jeszcze jedna fala skurczy, 30 minut. Kiedy ustąpiły, zaczął się ze mnie sączyć strumień krwi i wydzieliny. Poszłam do łazienki , usiadłam na sedesie. Potem jeszcze jeden skurcz: poczułam jak wypada ze mnie worek owodniowy. Nie obejrzałam się, nie chciałam widzieć. Spuściłam wodę. Byłam bardzo osłabiona, zmęczona, ale czułam też ogromną ulgę…. Przebrałam się i zamówiłam taksówkę, we dwie pojechałyśmy do szpitala. Na miejscu wszystko poszło zadziwiająco gładko i miło, zostałam zbadana i ze względu na ujemną grupę krwi, przyjęta na oddział. A kiedy zostałam sama w szpitalnej sali, nerwy puściły- i po raz pierwszy od bardzo długiego czasu płakałam, z każdą łzą było mi coraz lżej… Dziś mija 35 dni od mojej aborcji. Emocje już opadły. Przez ostatnie miesiące wiele nauczyłam się o sobie- o tym czego chcę, dokąd zmierzam, bardzo dojrzałam . Stałam się dla siebie bardziej wymagająca, ale też bardziej wyrozumiała, nie wiem jak to wytłumaczyć… I wiem że przede mną kolejne ciąże, tylko że zakończone sukcesem:-) Na koniec mojej historii- kilka rad dla dziewczyn planujących aborcję: - przemyślcie decyzję 100 razy i na wszystkie strony. Musicie być pewne tego co robicie. - załóżcie Kartę Ciąży- ja jej nie miałam i odpowiadałam na wiele pytań z tego powodu - zbadajcie swoją grupę krwi- koniecznie! Nawet, jeśli wasi rodzice mają Rh+, wy możecie mieć Rh-. Serio. - zaufajcie swojej macicy, pewnie oczyści się samoistnie - łyżeczkowanie po poronieniu na ogół NIE jest konieczne. Możecie go chcieć albo nie. Jeśli już, to zawsze żądajcie znieczulenia ogólnego, miejscowe często nie działa…. - jeśli jesteście zdrowe, antybiotyki po poronieniu NIE są konieczne. - używajcie tylko oddychających podpasek- tych grubych, oldschoolowych. Te cienkie nie oddychają, co może powodować infekcje, a tego nie chcecie. A jeśli będziecie mieć pytanie- zawsze możecie pisać do WomenOnWeb:-)
Ang iligalidad ng iyong pagpapalaglag ay nakakaapekto sa iyong damdamin?
Byłam zła, że w XXI wieku, w środku Europy nie mogę pójść do lekarza i zwyczajnie powiedzieć, że chcę przerwać ciążę. Że muszę kombinować, prosić koleżankę o pomoc, wymyślać scenariusze "co powiemy, jak trafię do szpitala", "jak wytłumaczę swoją niedyspozycję rodzinie i znajomym?"...
Ano ang reaksyon ng ibang tao sa iyong pagpapalaglag?
O mojej aborcji wie tylko troje moich znajomych, wszyscy mnie wspierali- i wspierają nadal. Rodzinie nie powiedziałam, bo to w większości katolicy i konserwatyści. Kochani, ale jednak konserwatyści.