Bel
Tak, miałam aborcję
2018 Polen
Czuję, że ciągu ostatnich miesięcy przebyłam długą drogę. Pierwszy etap to wstyd i bezsilność, dalej złość, później strach o swoje życie i najbliższych. Teraz? Jestem tuż przed metą... czyli w trakcie pogodzenia się z sytuacją. Jestem silną, świadomą babą i bardzo chciałabym móc pomagać innym kobietom, które nie mają tej mocy. Dzięki "Women on Web" wiem też, że nie jestem już sama. Dziękuję.
Początkowa niewiara w pozytywne rozwiązanie przerodziła się w ogromny strach o moje życie. Jednak złość na system w moim kraju i zdrowy egoizm przeważył... Podjęłam decyzję o przrwaniu ciąży i teraz dobrze się z tym czuję. Moje poczucie bezpieczeństwa "wróciło" na swoje miejsce.
Najpierw opiszę jak to technicznie przebiegło, aby kobiety, które się wahają, bądź odczuwają strach mogły się uspokoić. Postępowałam według instrukcji: najpierw zażyłam jedną tabletkę 24 h przed. Nie czułam się źle, normalnie funkcjonowałam w ciągu dnia. Następnego dnia o tej samej porze włożyłam pod język wskazane cztery tabletki. Po upływie określonego w instrukcji czasu wyplułam i czekałam na dalszy rozwój wypadków. Po pół godzinie pojawiły się delikatne skurcze jak w przypadku menstruacji i skąpe krwawienie. Kontrolowałam temperaturę ciała. Po godzinie dostałam silnych dreszczy, ale raczej z powodu stresu niż z temperatury - 37,7'C. Ponieważ krwawienie było bardzo skąpe, użyłam jeszcze dwóch pozostałych tabletek. Zaczęłam odczuwać silniejsze skurcze i pojawiło się mocniejsze krwawienie. Wzrosła mi temperatura do 38,5'C, więc zażyłam ibuprom. Zasnęłam na jakieś dwie godziny. Po około 7 godzinach doszło do wydalenia większej części jaja płodowego, w ciągu następnej godziny dalszej. Wszystko to poprzedzane było kilkoma silniejszymi skurczami. Dzisiaj mija trzeci tydzień od tych wydarzeń. Przez cały czas kontrolowałam temperaturę ciała oraz wydzielinę - kolor i niestety zapach. TO BARDZO WAŻNE. Pierwsze objawy zapalania, to właśnie wysoka gorączka, zmiana koloru wydzieliny i nieprzyjemny zapach. Ibuprom jest dobrym środkiem przeciwbólowym ale ma też właściwości przeciwzapalne, dlatego polecam zażywanie go podczas zabiegu. Jak zaszłam w ciążę? Stara baba.... A tak, że od kilku miesięcy mam nieregularne cykle, ponieważ wchodzę w tryb klimakterium. Naprzemiennie silne krwawienie menstruacyjne ze skąpym. Uderzenia gorąca, zmiany nastrojów itd. Z radością oczekiwałam na następne etapy. Tak, z radością, bo tak wiele miałam już przeżyć za sobą i chciałam mieć spokój. Zorientowałam się, że jestem w ciąży dość szybko - mdłości, nabrzmiałe piersi, zawroty głowy. Trochę z niedowierzaniem wykonałam test i łup! Dwie kreski! Na "oko" piąty tydzień. W szóstym tygodniu zaczęłam samoistnie krwawić po wysiłku fizycznym, więc wzbudziło to moje obawy, że może to być ciąża pozamaciczna, która często się zdarza w moim wieku. Po 4 dniach krwawienie ustało. Niepokój pozostał. Do tego nie miałam szansy na wizytę u lekarza. Przez kolejne dni, gdy oczekiwałam na przesyłkę nie zaobserwowałam żadnych niepokojących objawów, więc będąc w ok. 8 tygodniu ciąży, po otrzymaniu leków postanowiłam dokonać aborcji. Na decyzję wpłynęło wiele czynników. Postaram się opisać najważniejsze - i te prywatne i społeczne, panujące w Polsce. Żyję w kraju, gdzie temat aborcji, to tabu i ogólnie prawa kobiet łamane są na każdym kroku. Jestem osobą niewierzącą, a żyję w kraju, gdzie wespół z rządem o "moim" zdrowiu decyduje kler. Gdzie konstytucja istnieje tylko na papierze. Zdaję sobie sprawę, że są kraje w których kobiety w hierarchii społecznej stoją najniżej - choćby ostatnia akcja Kobiet w Indii (jestem z nimi całym sercem), ale ja żyję w Polsce, w tej wielkiej wspaniałej Europie.....Starym Świecie, który ma ambicje dyktować jak ma funkcjonować cały świat. Dość polityki! Jestem starą kobietą... Doświadczoną przez życie... Jestem matką trojga zdrowych dzieci. W ciąży byłam 5 razy. W 2003 roku poroniłam samoistnie. Wówczas moje życie rozpadło się na milion kawałków i przez następne 10 lat musiałam je pozbierać. Udało się. Żyłam spokojnie i szczęśliwie, aż do końca listopada 2018 roku, kiedy to dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Ja, 44 - letnia baba jestem w ciąży. Gdy moje dziecko pójdzie do szkoły będę 50 - letnią babą....gdy (być może) na studia - prawie 70 - letnią... Gdy rodziłam pierwsze dziecko w latach 90 - tych, nowością były porody rodzinne. Warunkiem było uczestnictwo w "szkole rodzenia". W moim mieście trzeba było za taki przywilej dużo zapłacić, a nas nie było wówczas na to stać. Rodziłam 26 godzin. Córka miała silną żółtaczkę poporodową, a ja ze stresu traciłam pokarm... Nikt mi nie pomógł, nikt nie wsparł. W pierwszej dobie po porodzie dostałam na obiad bigos (!) Ja, matka karmiąca piersią. 4 godziny po porodzie przyszła pielęgniarka i niemal siłą ściągnęła mnie z łóżka grożąc cewnikowaniem i wizytą psychiatry. Pięć lat później dowiedziałam się przy okazji poronienia, że nie donoszę żadnej ciąży, bo przy pierwszym porodzie popękała mi szyjka macicy i jeśli jajo zagnieździ się zbyt nisko znów poronię. Tak, wiem co czują kobiety, gdy teraz odbiera im się prawo do IN VITRO w moim europejskim kraju. Gdy zaszłam w następną ciążę radość przykrywał ogromny strach. 2010 rok. Odmawiano mi prawa do badań usg, prenatalnych, by w końcu kazać rodzić "naturalnie" mimo, iż dziecko było w ułożeniu pośladkowym tylko dlatego, że nie byłam już "pierwiastką". Po wizycie prywatnej u specjalisty dostałam zestaw ćwiczeń po których dziecko miało się obrócić.... Znów udało się... Pod presją czasu, w poczuciu samotności i bezsilności. Rodziłam 10 godzin. Kolejna ciąża była mega zaplanowana, odwiedziliśmy kilka szpitali, wybraliśmy specjalistę, czułam się bardzo zaopiekowana...9 miesięcy. Rodziłam 15 godzin. Dzięki obecności męża dziecko żyje... Ja też. TYLKO dzięki obecności męża. Urodziłam poprzez zabroniony tzw "chwyt Kristellera", który zastosował sam ordynator spiesząc się na zabieg cesarskiego cięcia ciąży bliźniaczej.... Ja dostałam krwotoku. Pamiętam tylko ogromny ból, krzyk męża, położnej i cienie, które szybko poruszały się wokół mnie. Nie chciano wypisać mnie do domu, pod pretekstem wysokiej bilirubiny, ale przez 4 dni nie wykonano żadnego badania w tym kierunku, jedynie umieszczono dziecko "pod lampami". Kazano podpisać mi "lojalkę", że nie roszczę żadnych praw.... Nie podpisałam i zagroziłam sprawą w sądzie. Po 14 dniach byłam już w domu. Kluczem do sprawy był dostęp do specjalistycznego sprzętu diagnostycznego. Otóż z miasta wojewódzkiego raz w miesiącu przyjeżdżał "fachowiec" z uprawnieniami i chciano przebadać moje dziecko pod kątem wad jakie mogły powstać podczas porodu - taka asekuracja szpitala. Przez to, że trafiono na matkę świadomą zaryzykowano życiem dziecka matki mniej świadomej, bo wypisano dziewczynę do domu z dzieckiem, które miało być przebadane, a w zamian przebadano moje. Tylko dlatego, że lekarze obawiali się sankcji. Wiecie już dlaczego nie chcę mieć dzieci, dlaczego podjęłam decyzję o aborcji i dlaczego nie żałuję. Nie znaczy to, że nie czuję pustki i nie myślę - "a co by było gdyby..." To zostanie ze mną do końca moich dni.
Had de illegaliteit van je abortus invloed op je gevoelens?
Ogromna bezsilność wobec niemożności stanowienia o swoim życiu i zdrowiu.
Hoe reageerden andere mensen op je abortus?
Wspierająco