Lilian
Wiosną skończyłam 36 lat, ginekolog sugerował, że pigułka antykoncepcyjna to niekoniecznie najlepsza metoda po 35 roku życia i namówił mnie na wkładkę domaciczną (zwykłą, nie hormonalną), choć nigdy nie rodziłam.
Miałam okres na początku lipca, potem bardzo wyraźnie czułam owulację, ale nie współżyłam w tym okresie. Pod koniec lipca czułam wszystkie symptomy zbliżajacej się miesiączki- pobolewanie w dole brzucha, bolesność piersi, nerwowość itd., więc nie miałam żadnych powodów do niepokoju. Ten PMS trwał, trwał i trwał, aż po długim weekendzie, w połowie sierpnia, postanowiłam zrobić test, raczej bez większego przekonania, dla przysłowiowego świętego spokoju. Pierwszy test przez pomyłkę zmarnowałam, pojechałam po drugi i szok: wynik jednoznacznie pozytywny, dwie kreski jak nic. Pierwszym uczuciem, po niedowierzaniu, była wsciekłość - spirala za ostatnie wtedy pieniądze i niemal abstynencja, bo tak się złożyło, czyli chyba nieokalane poczęcie. Przeleciałam myślami ostatni miesiąc i zobaczyła wszystkie wypite piwa i mocniejsze trunki w dobrym towarzystwie. Myśl o ewentualnych konsekwencjach, takich, jak FAS, które są nie do wykrycia podczas badań prenatalnych, sprawiła, że nie miałam wątpliwości, że nie mogę urodzić dziecka. Gdyby nie to - z jednej strony, 36 lat, dobry związek, warunki jako takie, na pewno akceptacja rodziny, z drugiej - nigdy nie marzyłam o byciu matką, miałam zupełnie inne plany na nadchodzące miesiące. Przegadałam sprawę z partnerem, który powiedział, że przyjmie każdą moja decyzję i będzie mnie wspierał; wspólnie uznaliśmy, że nie możemy teraz mieć dziecka. Zaczęłam szukać w Internecie rozwiązań, brałam pod uwagę zabieg na Słowacji, w Czechach lub w Niemczech. Z góry odrzuciłam polskie podziemie aborcyjne, bo uważam, że w obecnej sytuacji politycznej korzystanie z jego usług byłoby nieetyczne. Słowacja i Czechy miały ofertę skierowaną do polskich klientek, lecz albo nie dało się dodzwonić, albo paranoiczne myślenie podpowiadało mi, że dana strona jest fałszywa i i lepiej nie zostawiac na niej śladów, albo też proponowały absurdalne opłaty za transport do kliniki. Jak chodzi o Niemcy, skontaktowałam się z dziewczynami z berlińskiego teamu Ciocia Basia - były niesamowicie cierpliwe i omocne, ale okazało się, że wiązałoby się to z wczesniejszą konsultacją psychologiczną przez Skype'a, wyjazdem do Berlina na co najmniej dwa dni i wyższą ceną. Sumując wszystko, zabieg kosztowałby mnie miesięczną pensj- byłoby mnie na to na szczęście stać, ale szkoda mi było tych pieniędzy. Wahałam się, więc ostatecznie zamówiłam tabletki z Women on Web - wyliczyłam, że powinnam zdązyć do końca 9 tygodnia, a jeśli coś nie wypali, skontaktuję się z Ciocią Basią. Postanowiłam spróbować metod naturalnych na wywołanie poronienia, póki nie przyjdą tabletki. Witamina C w dawkach kilkugramowych sprawiła tylko, że z ust smierdziało mi kwasem solnym, po naparze z pietruszki biegałam do toalety, a termofor oparzył mi brzuch. Nie polecam.
Pech sprawił, że mieszkam w jednym z województw, do których W-o-W nie wysyłają przesyłek, musiałam więc zamówić na poste restante w innym województwie, do małego miasteczka z dobrym dojazdem. Był 19 sierpnia, przez następne dwa tygodnie maniakalnie sprawdzałam co chwilę lokalizację przesyłki, ale tej, jak na złość, się nie spieszyło, w przeciwieństwie do mnie. Czulam się bardzo dobrze fizycznie, miałam masę energii, zero senności, mdłości i innych typowych ponoć objawów ciąży. Psychicznie dużo gorzej- od czarnego humoru po momenty absolutnego załamania. W piątek 1 września byłam już absolutnie załamana, uznałam, że poczekam do wtorku. Przesyłka była w poniedziałek, wypadał już 66 dzień ciąży, więc odbyłam radosną wycieczkę na pocztę, odebrałam bez problemu i w drodze, koło 20, połknęłam tabletke mifeprostine. Miałam niewyjętą wkładkę, ale uznałam, że gdybym miała wylądowac w szpitalu (na szczęście niemal pod domem), to uprawdopodabnialaby historię o poronieniu ciąży, o której nie wiedziałam. Kolejnego dnia do ok. 16 nie działo się zupełnie nic, aż jadąc samochodem poczułam lekkie mdłosci i zawroty głowy, poczułam też, że wyciekło ze mnie coś, co okazało się być niewielką ilością lekko różowego śluzu. Potem poczułam lekkie dreszcze, ale szybko wszystko minęło. Wróciłam do domu i ok. 20.30 wzięłam tabletki misoprostolu. Zanim skończyły się rozpuszczać, zaczęłam czuć kłujący ból w podbrzuszu, a na podpasce pojawiło się trochę krwi. Chwilę później zaczął się naprawdę mocny ból, przypominający najgorszy ból miesiączkowy, jakiego zdarzyło mi się doświadczyć, oraz oczułam potrzebę wypróżnienia się. Przy okazji poleciało trochę krwi ze skrzepami. Wyprawa do toalety powtórzyła się raz jeszcze, potem chodziłam po mieszkaniu szukając pozycji, w której najmniej boli- łyknęłam ibuprom, ale nie dawał zbyt wiele. Do bólu dołączyły dreszcze; kładłam się i wstawałam na zmianę- było to bardzo nieprzyjemne, ale do zniesienia. Minęło jakies półtorej godziny, ból znacznie zelżał, zjadłam Marsa, przez jakieś pół godziny nie działo się nic, po czym zaczęłam intensywnie krwawić. W toalecie wśród skrzepów krwi odkryłam coś, co musiało być zarodkiem, wiedziałam, że się udało. Po jakims czasie wrócił ból, ale nieco mniej intensywny, przed północą wszystko zaczęłam się uspokajać. Około wpół do pierwszej wzięłam kolejne dwie tabletki misoprostolu - wycieczka do WC, ból dreszcze, ale tym razem wszystko następowało szybciej. Po 1 położyłam się do łożka i było mi okropnie zimno, ale poza tym czułam się, biorac pod uwagę okoliczności, stosunkowo nienajgorzej. Zasnęłam, obudziłam się pół godziny później, bo jelita domagały się wyprawy do WC, ale nie miałam już dreszczy. Poszłam spać, rano obudziłam się dość późno- czułam sie trochę, jakbym miała okres, a trochę kaca. Krwawiłam, czułam lekki ból, wzięłam ibuprom i tak przez kolka kolejnych dni. Czuję ulgę i mam poczucie, że podjęłam właściwą decyzję, choć oczywiście wolałabym, by antykoncepcja zadziałała i nie było potrzeby dokonywania aborcji.
2017 Polen
Obawiałam się powikłań, ale także opisywanego przez wiele kobiet fatalnego samopoczucia. To nie było dobre doświadczenie, ale spodziewałam się czegoś znacznie gorszego.
Nie planowałam dziecka i nie był to dobry moment na ciążę, do tego latem, nie wiedząc o ciąży, kilkakrotnie wypiłam sporo alkoholu i obawiałam się FAS.
Had de illegaliteit van je abortus invloed op je gevoelens?
Tak, czułam się zdradzona przez swój kraj
Hoe reageerden andere mensen op je abortus?
Partner przyjął do wiadomości moją decyzję, nie nalegał, ani nie odwodził mnie. Nikt inny, jak dotąd, nie wie- mimo, że mam raczej liberalną rodzinę i znajomych, obawiałam się namawiania do urodzenie dziecka.
YoungWoman NotReadyNow SecretsAreComplicating
This website gave me the confidence that I could do it. It gave me all the…
~ Energia divina en la mujer ~
Yo decidí abortar : Cuando tuve conocimiento que me encontraba en estado de…