Anna
Nigdy nie sądziłam, że to powiem ale tak, miałam aborcję.
Historie innych dziewczyn zamieszczonych na tej stronie uspokajały mnie od początku i uważam że to ważne, dlatego podzielę się również i moją historią.
Dzień w którym wykonałam testy ciążowe nie świadczył o spóźniającym się okresie - miałam jeszcze 2, 3 dni (mam dosyć nieregularny okres) chciałam je wykonać by przestać sobie wmawiać że nic się nie stało. Byłam wtedy u mnie w domu z przyjaciółką, kupiłyśmy 2 testy ciążowe różnych firm, ale moment w którym pokazały się dwie kreski był jak najgorszy koszmar, którego zawsze bardzo, bardzo się obawiałam. Z przyjaciółką zawsze żartowałyśmy, że jakbyśmy wpadły to byśmy chyba ze sobą skończyły. Jednak wszystkie testy pokazały 2 kreski. Było to dla mnie tak surrealistyczne że patrzyłam na to z niedowierzaniem wierząc, że zaraz się obudzę, że to tylko straszny sen. Czytałam rozpłakana instrukcje czy aby na pewno 2 kreski oznaczają ciążę. Wiedziałam od razu, że nie mogę urodzić, że muszę to zatrzymać. Nie ma innej opcji, nie jestem gotowa. Nie jestem typem kobiety, która pragnie dziecka, czy nawet uwielbia dzieci. Po prostu nie. Na szczęście przyjaciółka od razu działała, zaczęła przeszukiwać internet o tabletkach do 10 tygodni. W roztrzęsieniu przeglądałyśmy strony, fora i tak natknęłam się na WoW. Jednak bałam się, że strona jest fałszywa, przedawniona, albo że nie wysyłają nic do Polski. Była wtedy niedziela, więc w między czasie umówiłam się na wizytę u ginekologa i na pobranie krwi następnego dnia. Poinformowałam również partnera z którym się spotykałam, jednak nie było to nic oficjalnego z naszej strony jednak szybko zdecydowaliśmy o tym samym. Z rodziny wiedziałam, że mogę powiedzieć tylko siostrze, tak też zrobiłam.
Następnego dnia, poszłam razem z partnerem na pobranie krwi, następnie do ginekologa. Potwierdziła ciążę, 4 tydzień i parę dni. Myślałam, że uda mi się porozmawiać o drugiej opcji, jednak żyjemy w takim kraju, w którym jesteśmy skazane na ciąże, praktycznie czy tego chcemy czy nie. Bardzo byłam zła, że nie mogę w "cywilizowanym" kraju poprosić o pomoc. Cały pierwszy tydzień poświęciłam na zbieranie informacji od ludzi i w między czasie czytałam i sprawdzałam WoW. Pod koniec tygodnia wszelkie opcje niestety się nie udały, w niedzielę postanowiłam zamówić tabletki. Wcześniej skontaktowałam się do WoW i pytałam, czy były problemy z wysyłką do mojego miasta i czy strona funkcjonuje. Wpłaciłam darowiznę i zaczęło się czekanie. Muszę przyznać że czekanie na paczkę było najgorsze, ponieważ szła 15 dni, a każdy dzień jednocześnie się dłużył i leciał tak szybko. Sprawdzałam po kilkanaście razy dziennie czy status przesyłki się zmienił, ciągle o tym myślałam. To było przeokropne. W między czasie dostałam informacje o innej ginekolog, do której się wybrałam i okazała się bardzo "ludzka". Spokojnie mogłam z nią porozmawiać o mojej decyzji, nie oceniała mnie, nie musiałam się tłumaczyć. Powiedziałam o zamówionych tabletkach, potwierdziła mi również że zna WoW. Przepisała mi również antybiotyk i zrobiła ponownie USG by sprawdzić, czy w ogóle coś się rozwinęło. Przesyłką tak bardzo się stresowałam, że Wow wysłało mi kolejną, a kiedy wiedziałam że przesyłka jest w WER (Węzeł Ekspedycyjno-Rozdzielczy) pojechałam tam próbując odebrać ją osobiście, niestety bez skutku. Chyba jednak moja wizyta coś pomogła, bo następnego dnia rano ujrzałam że paczka została wysłana do doręczenia! To była ogromna ulga wiedząc, że przesyłka jest w moich rękach, przy mnie, z poprawną zawartością. To było w czwartek. Równo 8 tydzień.
Jako, że akurat w sobotę wypadła mi impreza rodzinna, zdecydowałam że na tej imprezie, w sobotę o 14:00 wezmę Mifepristone. Czułam się dziwnie, bo musiałam ją wziąć w toalecie, gdzie za drzwiami szalały dzieciaki, nikt o tym nie wiedział... Oryginalnie Misoprostol miałam wziąć u siostry, jednak sprawy się skomplikowały i musiałam pytać przyjaciela czy udostępni mi mieszkanie i pobędzie ze mną. Zgodził się, razem z nim był też mój drugi przyjaciel z dziewczyną. A więc tam się udałam w niedzielę i o 14:00 włożyłam pod język 4 tabletki Misoprostolu. Bardzo się denerwowałam. Wcześniej poinformowałam wszystkich o normalnych skutkach ubocznych i tak siedziałam spokojnie przez pół godziny. Smak był do wytrzymania, lekko mączny. Po połknięciu resztek tabletek wzięłam ibuprom i zastanawiałam się jak to ze mną będzie. Bardzo bałam się bólu i czytałam różne opinie kobiet z WoW. Po godzinie zaczęłam krwawić, ucieszyłam się i jednocześnie denerwowałam obserwując czy krwawienie się nie nasila, czy wszystko jest ok. Miałam skurcze nieco większe niż przy okresie, dostałam lekkiej gorączki, ale siedziałam dosyć spokojnie przez godzinę. Nie było mi niedobrze, więc zjadłam kanapkę ale niedługo po tym zaczęło się robić gorzej. Skurcze były silniejsze, wzięłam kolejny ibuprom, zaczęło mnie mdlić więc poszłam do toalety. Myślę, że było po 16:00 kiedy nastąpił przełom. Ledwo siedziałam w toalecie cała zlana zimnym potem, ból był okropny, mdliło mnie i bardzo nie chciałam wymiotować, bo tego nienawidzę. Wtedy poczułam że coś większego ze mnie "wypadło". W sumie poczułam coś takiego 3 razy. Bardzo się bałam że zacznę mocniej krwawić, cały czas monitorowałam sytuację, mimo że ledwo patrzyłam na oczy z bólu. W końcu jednak zrobiło mi się lepiej, przestałam się pocić, mdlenia ustąpiły, miałam lekką, "kontrolowaną" biegunkę i bardzo krótko. Wróciłam do łóżka i doszłam do siebie. W między czasie przyjechała do mnie przyjaciółka, od razu mi się poprawiło. Już po 17:00 czułam się o wiele lepiej, mogłam znowu zjeść, tylko pobolewał mnie co jakiś czas brzuch. O 18:00 wzięłam kolejne 2 tabletki Misoprostolu, odczekałam ponownie 30 minut i przełknęłam resztę. O 20:00 wzięłam antybiotyk (bałam się go brać wcześniej, żeby nic nie zaburzył). Wrócił mi humor i o 21:00 byłam już w domu. Krwawienie nieco się uspokoiło, skurcze były znowu nieco większe niż przy okresie, ale w końcu usnęłam po 23:00 wykończona.
To wszystko działo się wczoraj. Dzisiaj już nic mnie nie boli, może parę razy lekko coś poczułam, krwawienie przypomina już zwykły okres. Odpoczywam w domu, wraca mi chęć do życia i czekam na wizytę u tej samej ginekolog, która mi pomogła. Niedługo również wyjeżdżam, by odetchnąć od tego wszystkiego. Jestem szczęśliwa że w końcu miesiąc stresu, nieprzespanych nocy i płaczu minął.
Jestem bardzo wdzięczna WoW za pomoc jaką wykonują. Odpowiadali na moje wszystkie maile, uspokajając i dodając otuchy. Tobie życzę dużo siły, spokoju, wiem że dasz radę. Nie jesteś w tym sama.
2017 Polen
Uważam, że jest odpowiednia i do wykonania w domu.
Nie jestem typem kobiety, która marzy o dzieciach. To, że potrafię zajść w ciążę nie powinno decydować za tym, co czuję i jakie są moje przekonania.
Had de illegaliteit van je abortus invloed op je gevoelens?
Byłam i jestem wściekła że w XXI wieku nie mogę iść do lekarza i poprosić o pomoc, że wszystko musi być szeptane.
Hoe reageerden andere mensen op je abortus?
Osoby, które wiedziały szanowały moją decyzję i mnie wspierały.