barbara k
Zaczęłam odczuwać mdłości, zrobiłam test i okazało się, że jestem w ciąży. Wyszukałam na Internecie, dobrego ginekologa. Miał strasznie dużo bardzo dobrych opinii na znanych stronach z rankingami lekarzy. Badanie USG potwierdziło wyniki testu. Lekarz powiedział, że jest około 7 tygodnia ciąży. Płód miał 5,4 mm. Załamałam się. Nie spodziewałam się, że mogę zajść w ciążę tak przypadkiem. Mam policystyczne jajniki i zawsze mi lekarze mówili, że jak będę planowała rodzinę to będę musiała brać hormony na regulację cyklu, a może nawet nie uwalniam jajeczek, tylko puste pęcherzyki i mogę być bezpłodna. Większość życia brałam tabletki antykoncepcyjne, ale często zapominałam brać, nawet 3 pod rząd i nie stosowałam dodatkowej antykoncepcji, w przerwach od brania tabletek nie zawsze stosowałam kondomy. Sądziłam, że jak wpadnę, to będę miała dziecko i już. Jak się dowiedziałam o ciąży, byłam załamana. Zupełnie nieprzygotowana emocjonalnie. Nie udało mi się powstrzymać łez w gabinecie u lekarza. On jak zobaczył, że płaczę powiedział, że da mi tabletki poronne, ale mam się jeszcze dobrze zastanowić czego chcę. Umówił mnie na wizytę za dwa dni. Poszłam i poprosiłam o tabletki. Wtedy przestał być tak miły i wspierający jak na pierwszej wizycie, ale dał tabletki. Włożył mi do ręki 3 białe pastylki, nie powiedział nazwy i nie podał, żadnych informacji poza tym, że mam wziąć (dopochwowo) dwie jednego wieczora i trzecią kolejnego a dwa dni później przyjść na wizytę. Powiedział też, że nie wolno mi iść po tych lekach do szpitala i wyprowadził z gabinetu. Poszłam do domu i wyszukałam po symbolach na pastylkach jakie to leki, okazało się, że to był misoprostol 200mcg. Dawka rekomendowana przez WHO do przeprowadzenia aborcji to 12 takich tabletek, a ja dostałam 3… nie wiedziałam co z tym zrobić, nie miałam już zbyt wiele czasu, bo byłam w 7 tygodniu ciąży, a bezpiecznie w domu można aborcję przeprowadzić do 9 tygodnia. Bałam się wziąć zbyt niską dawkę leku. Napisałam e-maila do WomenonWeb i zapytałam, dlaczego lekarz mógł polecić taką dawkę. Odpowiedź dostałam bardzo szybko, ale nie potrafili stwierdzić jakie były powody lekarza, poza podejrzeniami, że nie miał on wiedzy na temat aborcji farmakologicznej, albo chciał mnie później naciągnąć na bardzo drogi w Polsce zabieg łyżeczkowania macicy. Nie wzięłam leku i nie poszłam więcej do tego lekarza. Starałam się kupić tabletki. Nie zamawiałam z WomenonWeb, bo trwa to dość długo, około 7 – 10 dni jeśli nie ma opóźnień. Wyszukałam ogłoszenia ludzi, którzy mieli tabletki z womenonweb, ale dotarły zbyt późno, lub z innych powodów ich nie zużyli. Zamówiłam od jednego pana, wpłaciłam pieniądze na jego konto, ale tabletki nie przyszły. Czas mijał nieubłaganie, a ja chciałam zrobić to jak najszybciej, żeby zdążyć zanim zacznie się rozwijać mózg i układ nerwowy płodu, czyli zanim dziecko będzie cokolwiek czuło, czy miało jakąkolwiek świadomość. Straciłam nadzieję, że uda mi się zdobyć tabletki, więc znalazłam klinikę na Słowacji, która dokonywała zabiegów, (tam aborcja jest legalna, jak z resztą w większości Europy i USA). Klinika jest polecona na stronie womenonweb. Znalazłam też jakieś informacje o nich na forach, kilka dobrych opinii o właścicielu kliniki. Zadzwoniłam i umówili mnie na wizytę następnego dnia. Całe szczęście wzięłam już wolne z pracy oczekując na tabletki poronne. Spakowałam się i pojechaliśmy z chłopakiem na Słowacje jeszcze tego samego dnia. Przenocowaliśmy tam i następnego ranka poszliśmy do Mediklinik. Porobili mi wszystkie potrzebne badania. Tego dnia, płód miał już 13 mm, a było to zaledwie 6 dni po mojej pierwszej wizycie na USG. Po wszystkich badaniach zabrano mnie na salę operacyjną, uśpiono, a 15 minut później zostałam wybudzona i było już po wszystkim. W dniu operacji czułam ulgę. Byłam też dziwnie wesoła po narkozie, albo dla tego, że zeszły ze mnie nerwy i niepokój jakie odczuwałam od momentu gdy się dowiedziałam o ciąży. Brzuch w dniu operacji był obolały i nadęty i lekko krwawiłam. Następnego dnia odczuwałam jeszcze ból brzucha i jajnika, tak jak podczas miesiączki, ale już nie krwawiłam. Miałam też wyrzuty sumienia. Nie wiedziałam nadal co sądzić o aborcji, przed jej dokonaniem, nie zastanawiałam się nad tym wiele. Czułam, że nie chcę być w ciąży, poza tym bardzo źle się w niej czułam fizycznie. Chciałam tylko jak najszybciej się jej pozbyć. Tego dnia dużo płakałam i rozmyślałam nad tym czy jestem złym człowiekiem. W końcu, po przeczytaniu wszystkich forów i informacji na temat rozwoju płodu jakie znalazłam, doszłam do wniosku, że ponieważ dziecko nie miało jeszcze świadomości i uczuć, nie odczuwało tez bólu, pod tym względem było tak samo potencjalnym człowiekiem, jak plemnik, a ich giną miliony każdego dnia i nikt nie mówi, że to morderstwo. Dla mnie człowieczeństwo to właśnie posiadanie świadomości istnienia i uczuć. Nie skrzywdziłam więc dziecka. Skrzywdziłam tylko siebie, bo to ja wiedziałam, że było i że już go nie ma. Uznałam, że nie ma sensu się tym zamęczać i nad sobą litować. Dziecko nie cierpiało, nigdy nie wiedziało, że żyje, więc niczego mu nie zabrałam. Chyba lepiej nie urodzić dziecka, niż urodzić nie chciane i nie kochane. Lepiej też nie urodzić dziecka, niż urodzić takie, na którego utrzymanie nie ma się pieniędzy i nie można mu zapewnić dobrego bytu. Dziś jest trzeci dzień po zabiegu i czuję się nieporównywalnie lepiej fizycznie i psychicznie.
Kobietom, które właśnie zaszły w niechcianą ciążę i nie wiedzą co zrobić mogę poradzić, żeby zrobiły to co podpowiada im instynkt. Czytałam na forach wiele historii kobiet po aborcji i jest wiele takich, które nie żałują, ale i wiele takich, które żałują. Te drugie zazwyczaj żałują, bo zrobiły to nie ze względu na to czego chciały, ale dla tego, że ktoś je namówił, albo z powodów ekonomicznych. Pamiętajcie, nie dajcie się namówić chłopakowi na aborcję, lub odwrotnie. Facet nie czuje tych emocji, nie czuje zarodka w sobie, dla niego to abstrakcja. Mój chłopak mnie wspierał, ale nie czuł tego co ja, on ani razu nie płakał i nie zastanawiał się nad sytuacją. Zrobiliśmy to i już. Dla niego sytuacja była prosta. To ja się męczyłam z wątpliwościami, sumieniem i strachem, mimo tego, że był przy mnie w każdej chwili, jak płakałam pocieszał i przytulał, jak mówiłam, że być może nie usunę ciąży zapewniał, że będzie ze mną i będzie mnie wspierał, on po prostu tego nie czuł…
Moja druga rada jest taka, że jeśli nie macie zaufanego lekarza w Polsce, który może wam pomóc, nie ufajcie żadnemu ginekologowi. Ja specjalnie szukałam jednego z najlepszych lekarzy w mieście. Ten którego wybrałam miał na forach bardzo dobre opinie, a jednak nie dbał o moje dobro. nie wiem dla czego przepisał mi za małą dawkę leku, ale nie ufam mu już. Ponadto nie wykrył mięśniaka na mojej macicy, który znaleziono dopiero w klinice na Słowacji. Nie wiem skąd on ma te wszystkie dobre opinie na Internecie. Może sam je sobie pisze… Nie ufajcie też ludziom, którzy rzekomo chcą sprzedać zestaw z womenonweb. Jest wielu oszustów, którzy żerują na kłopotach innych. Tylko w legalny sposób można to załatwić bezpiecznie. Mnie nie zawiodły jedynie strona womenonweb i klinika mediklinik na Słowacji. Widziałam jeszcze inne reklamy klinik na Słowacji, ale nie było o nich żadnych informacji na forach ani innych stronach, nie było też adresów … takie trochę kliniki widmo, więc im nie zaufałam.
Piszcie też o swoich doświadczeniach na forach, gdzie i jak usunęłyście ciążę. W mediklinik powiedzieli mi, że wykonują około 20 – 30 aborcji tygodniowo, w większości na kobietach z Polski i Węgier, ale też Słowacji, a na forach znalazłam o nich tylko jedną opinię Polki i nie byłam pewna czy to odpowiednie miejsce, czy naprawdę znają się na tym i czy nie zrobią mi krzywdy. Pojechałam tam, ale byłam przerażona.
2013 Slovaquie
Jak zaszłam w ciążę to czułam sie jak w klatce. Nie było dobrego wyjścia. Nie chciałam mieć dziecka, ale nie chciałam też go zabijać. Musiałam podjąć jakąś decyzję.
Przed zabiegiem czułam ogromny strach. Po zabiegu ulgę. Nic nie bolało, a w klinice, w której byłam spotkałam się ze zrozumieniem i szacunkiem.
Nie jestem emocjonalnie gotowa na dziecko. Finansowo też nie mam wielkich możliwości. Nie czuję instynktu macierzyńskiego.
L'illégalité de votre avortement a-t-elle affecté vos sentiments ?
Fakt, że w kraju, w którym żyję aborcja jest nielegalna sprawił, że czułam się ubezwłasnowolniona i traktowana przedmiotowo. Pewnie to co wyczytałam na wszelakich forach, że to morderstwo i okrucieństwo sprawiało, że miałam wyżuty sumienia.
Comment les autres personnes ont-elles réagi à votre avortement ?
Wiedział tylko mój chłopak. On mnie wspierał i zabrał na zabieg.