Marzena

Deel je ervaring

2009 Polen (geboren in Poland)

Wiem, że podejmując tę decyzję jestem skreślona przez wielu. Ale gdybym jej nie podjęła to ja skreśliłabym moje życie. Jestem za młoda, niegotowa. Do seksu mam całkowite odrzucenie. Nie wiem kiedy będę gotowa, żeby znowu to zrobic. Autentyczny strach. Kiedyś to kochałam, byłam tym zafascynowana. Teraz przeklinam siebie, że tak lekkomyślnie się zachowałam. Że pozwoliłam sobie na to, żeby w tym wieku przeżywac coś takiego. NIGDY nie było straszniejszego okresu w moim życiu. Wiem, że zawiniłam. Wiem, że będę za to płacic do konca życia. Ale jestem gotowa. Chociaż strasznie się bałam, że coś dalej pójdzie nie tak. . Ale też dużo zrozumiałam przez ten czas, myślę, że dojrzałam. Czasem wyobrażam sobie inne wizje ale to po prostu niszczy moje pojęcie o przyszłości, niszczy mnie i moją psychikę. Dziecko to nie dla mnie. Ciąża też nie. Mam maturę w tym roku. To nie teraz. Wiem, że żadne usprawiedliwienie tu nic nie da. Po prostu - nie umiem inaczej. I nikt nie może mnie oceniac. Podziwiam te dziewczyny, które potrafiły wziąc na siebie tą wielką odpowiedzialnośc. Naprawdę. Ale ja zawsze byłam tchórzem. I będę tym tchórzem do końca życia. I dobrze mi z tym. Ja nie żądam od życia wielkich rzeczy.

Pierwszy raz dokonałam aborcji i była to dla mnie wielka trauma. Bardzo się bałam co stanie się ze mną po przyjęciu środków. Bałam się wszystkiego - czy prawidłowo przyjmę tabletki, czy przez przypadek nie połknę mizoprostolu za szybko, czy się dobrze rozpuszczą. Bałam się tego, że metoda w ogóle nie zadziała. Bałam się, że będę potrzebowała pomocy lekarskiej. Bałam się tego, że za tym jednym razie się nie skończy i będzie się to długo ciągnęło. Bałam się niesamowicie-wszystkiego. Przyszłośc stała pod znakiem zapytania. To było dla mnie całkiem nowe doświadczenie, nie wiedziałam czy sobie poradzę. Bardzo dużo czytałam na ten temat, żeby wiedziec wszystko co mogłam wiedziec, aby było łatwiej. Ale oczywistym było, że wszystko może się zdarzyc.

brak okresu. dzien, dwa. i masakryczny niepokoj. i cos mi mowilo ze cos tu jest nie tak bo mi okres spoznil sie moze z 3 razy w zyciu. no ale oczywiscie mialam nadzieje, ze to nie moze byc, ze niby jak mi, dziecku szczescia moze sie cos takiego przytrafic pocieszalam i siebie i jego i zlozylam w sobie obietnice ze przez tydzien palic nie bede zeby tylko dostac okres. A OKRESU NIE BYLO. Lekka panika. mój chłopak przyniosl test. ja nie chcialam. "pozwol mi jeszcze pozyc w nadziei i beztrosce chociazby zludnej bo serio mam zle przeczucia i nie chce sie dowiedziec". No ale w glebi duszy wiedzialam ze musze sie dowiedziec. No i poszlam. Dwie kreski. Życie mi przed oczami stanęło. I jego mina mi przed oczami stanęła. co to będzie? nie chcialam uwierzyc. A on nie mógł uwierzyc ze nie zartuje. wpadł w panikę. ja o dziwo jakiś spokój. potem nawet żarty i kilka miłych wizji przed oczami. Ale potem mnie dopadła realnośc zdarzeń. popłakałam się jak głupia. i wszystkie marzenia mi się zamazały. Ta naiwna wiara w jeden procent omylności testu na które bądź co bądź oboje liczyliśmy wydała mi się śmieszna. Tragedia. Pojechał do domu. Zasnęłam. Koszmary dalej z taką samą intensywnością jak przez ostatnie dwa trzy tygodnie. A rano jeszcze większy koszmar. Obudziłam się, popatrzyłam na ścianę, za okno, posłuchałam radia gdzie na okrągło trąbili o wakacjach i beztrosce i dalej się rozkleiłam. Ryczałam jak powinnam ryczec, wpadła siostra, szwagier, siostra II. . Zrobiłam drugi test. Moment nadziei kiedy drugiej kreski jeszcze nie było widac. ale oczywiście się pojawiła. No i wizyta u ginekologa. Pojechałam naładowana nową nadzieją. Że to poronienie samoistne bo krwawiłam w ostatnim tygodniu. A wyczytałam, że mój przypadek prawie idealnie do samoistnego pasuje. Pijacki styl życia palacza, ciągły stres no i krwawienie. USG nic nie wykazało. Niczego nie było widac. Lekarz powiedział ze 50 na 50 że nie jestem w ciąży. i miałam się zgłosic za dwa tygodnie żeby sie przekonac na 100 %. I zdjęcie dostałam. Ulga. Byłam raczej zdania, że już musi wyjśc dobrze. Przekonanie wszystkich ze pójdzie dobrze. Dwa tugodnie lekkiej beztroski ale to za dużo powiedziane. Szybko minęło. W piątek 3 Lipca zaczęłam odczuwac uciężliwośc sprawy na nowo. Nie chciałam mu mówic że jest mi ciągle niedobrze i że pobolewa mnie brzuch. Że nie mam ochoty na jedzenie, że toleruje tylko najlżejsze dania. Ja sama się oszukiwałam. Ani razu nie zwymiotowałam przez te dwa tygodnie męki bo nie chciałam potwierdzac tego czego się tak strasznie bałam. Z drugiej strony wyczytałam wszystko o poronieniu samoistnym. I dalej znajdywałam dowody potwierdzające. Np.: podobno opryszczka w I trymestrze ciązy może doprowadzic do poronienia, do tego stres i picie - wszystko się zgadzało. Ale jakoś nie umiałam sobie wyobrazic ze wszystko będzie dobrze i próbowałam się przygotowac na wiadomośc ze jednak w ciąży jestem. Nadszedł 6 Lipca. Od początku wszystko szło nie tak. Kolejka do ginekologa straszna. Wszędzie kobiety z brzuchami. Masakra... Ale w końcu się stało. "No tak jest Pani w 6 tygodniu ciąży, płód 2 cm". Nie chciałam uwierzyc. Dostałam zdjęcie. "Jeśli zdecyduje się Pani na utrzymanie ciąży zapraszam za 3 tygodnie założymy kartę ciąży." CO?! Nie. Nigdy. To nie tak ma byc. On dalej załamany, chociaż już trochę mniej. Później się dowiem, że on też miał złe przeczucia. Ale nie powiedział. Ja też jakaś spokojna. Zabraliśmy się za obmyślanie planu B chociaż mieliśmy nadzieję, że to nie będzie konieczne. Zamówiliśmy tabletki z Women on Web. Jestem wyedukowana na ten temat jak chyba na żaden inny. Teraz czekamy. Jeszcze dużo przed nami. Jak to się nie powiedzie to już nie wiem co zrobię... Nie ma planu C. Chyba wtedy to już nic nie będzie. Jestem cholernym tchórzem ale ja nie jestem gotowa, nie poradzę sobie z tym i o tym wiem. Dlatego jestem gotowa na ból tylko żeby tabletki poskutkowały. Wiem, że podejmując tę decyzję jestem skreślona przez wielu. Ale gdybym jej nie podjęła to ja skreśliłabym moje życie. Jestem za młoda, jestem niegotowa.

Had de illegaliteit van je abortus invloed op je gevoelens?

Nie. Uważam, że ciąża to najbardziej intymna i osobista sprawa każdej kobiety. Tak delikatna i specyficzna, że nikt poza kobietą, nie powinien się do tego mieszac, a już na pewno nie prawo i ustawy. To moje własne sumienie wpływało na moje odczucia, jeżeli myślałam o moralności to tylko w odniesieniu do mnie samej.

Hoe reageerden andere mensen op je abortus?

O aborcji wiedziały tylko najblizsze, najbardziej zaufane osoby. Uszanowaly moja decyzje, początkowo jednak siostra probowala mnie od tego odwiesc. Wiedzialam jednak co robie i mialam konkretne plany na przyszlosc.

Sin GLORIA pero sin PENA

Yo soy dueña de mi jardín,YO RIEGO,YO CORTO.

Vale

Mi hijo se transformó en una estrella.
Ahora veo a los demás de otra manera.
A…

María

Yo aborte

Andrea

It's your choice.

A alexandra

Mi futuro, mi familia

Godherself on Instagram

I had 4 abortions and I’m not ashamed

I had an abortion and I'm not ashamed

P.

Wszystko zaczęło sie dosyć banalnie i nic nie zwiastowało, że wkrótce mogę sie…

Lorena

Yo aborte por que decidí que no estaba lista para ser madre y por qué empiezo a…

Ana

El día de ayer aborté

YoungWoman NotReadyNow SecretsAreComplicating

This website gave me the confidence that I could do it. It gave me all the…

Morrigan

I don't regret it. It was one of the wisest decisions I ever made in my life. I'…

Jillybean

Women's bodies belong only to us. Men, families, society, have no right to…

Mariana Girassol

Esteja segura e tenha apoio de alguem

Jess

I had two...it was not a hard decision, and I'm glad I did it. Now, I'm a…

Yvonne

My abortion was what needed to be done at that time. Deep down me I know I…

Karolina

Miałam aborcję

Beata

Informacja o ciąży przeraziła mnie...nie potrafiłam się z tym pogodzić, byłam…