Izabela
Mam 20 lat i zupełnie nie byłam przygotowana na ciąże.
Ja i mój chłopak jesteśmy ze sobą 1,5 roku.
Chwila nieuwagi dwa dni przed kalendarzowym okresem sprawiła, że zaszłam w ciąże. Zawsze bardzo dbaliśmy o antykoncepcje, ale ten jeden jedyny raz postanowiliśmy nie panikować skoro miałam już wszystkie objawy nadchodzącego okresu.
Okres, którego się spodziewałam dwa dni po zbliżeniu jednak nie nadszedł, więc 7 dni po sięgnęłam po test ciążowy, który wykazał wynik negatywny - odetchnęłam więc z ulgą.
Gdy okres dalej nie nastąpił, moje piersi przybrały bardzo obfite kształty, a waga pomimo diety i ćwiczeń poszła mocno w górę wykonałam kolejny test po kolejnych 7 dniach.
I wtedy to zobaczyłam - dwie kreski. Zalałam się łzami i rzuciłam się mojemu chłopakowi na szyje. Później dla pewności wykonałam drugi test - praktycznie od razu zobaczyłam wynik pozytywny.
O ciąży dowiedziałam się w 2 tygodniu jej trwania, a więc dość wcześnie.
Wiedziałam, że nie urodzę tego dziecka - jestem za młoda, nie stać mnie na jego wychowanie, chcę ukończyć studia, rozwinąć się i może w przyszłości, gdy się ustatkuje i będę w stanie zapewnić dziecku szczęśliwe i dostatnie życie, zdecyduje się na nie.
Byłam przerażona, ale chłopak uspokoił mnie i zachowując opanowanie i maksimum czułości pokazał stronę Womenweb, na którą natknął się przypadkiem podczas jednej z afer „czarno - piątkowych” ostatnich lat.
Wspólnie wypełniliśmy formularz i wpłaciliśmy darowiznę. Gdy o tym wspominamy czujemy ogromny wstyd i jest nam niewyobrażalnie głupio. Przez zwykłą nieuwagę i średniowieczne zastosowanie metody kalendarzyka, mieliśmy w wieku 20 lat zostać rodzicami. Było to we wtorek 13.11.2018.
Tak więc podjęliśmy się tego, bez większych dyskusji i komplikacji.
Na paczkę lecącą do nas z Meksyku czekaliśmy niecały tydzień - przyszła do nas w następny poniedziałek tj. 19.11.2018.
Po przeczytaniu kilku historii na stronie i zapoznaniu się z instrukcją zaplanowaliśmy przeprowadzić zasadniczą procedurę w środę 21.11. z samego rana u niego w domu. Był jedyną osobą, która dowiedziała się o tym co się stało i zachowywał się bez zarzutu. Pilnował bym czytała dokładnie instrukcje i udzielał mi ogromnego wsparcia psychicznego, gdyż jestem bardzo wrażliwą emocjonalnie osobą.
19.11.2018 (Poniedziałek):
Pierwsza tabletkę, czyli Mifepristone zażyłam tego samego dnia, w którym przyszła do nas paczka tj. W poniedziałek 19.11.2018 o godz. 23:17, czyli w trzecim tygodniu trwania ciąży. Według zaleceń Misoprostol powinnam zażyć o tej samej godzinie dnia następnego, ale na stronie napisano, że przyjęcie Misoprostolu do 72h po zażyciu pierwszej Mifepristone nie wpływa na skuteczność zabiegu, więc trzymając się planu, część zasadniczą postanowiliśmy tak jak zakładaliśmy przeprowadzić w środę 21.11.2018. (po 36 godzinach od zażycie Mifepristone)
Decyzja o tak szybkim przyjęciu pierwszej tabletki spowodowana była moim fatalnym samopoczuciem: tragiczne huśtawki nastroju, wizyty w toalecie co 20 minut (przez ucisk macicy na pęcherz), uczucie obrzmienia, niewyobrażalna tkliwość i ból piersi oraz niewielkie, ale częste nudności bardzo dawały mi w kość, przez co nie byłam w stanie się na niczym skupić. Liczyłam, że wstrzymanie hormonu podtrzymujacego ciąże choć trochę pomoże.
20.11.2018 (Wtorek):
Po jej zażyciu, gdy się obudziłam poczułam się zle: męczyły mnie nudności i biegunka, było mi słabo i poczułam skurcze macicy silniejsze niż zwykle. Zdziwiłam się, bo według Women on Web Mifepristone zazwyczaj przechodzi bez większego echa.
Po zażyciu Mifepristone, ale jeszcze przed zażyciem Misoprostolu jadłam bardzo mało i piłam tylko herbatę oraz wody z cytryną - by uniknąć wymiotów i biegunki, o których tak wiele czytałam przy okazji aborcji z użyciem Misoprostolu.
21.11.2018 (Środa dzień aborcji):
W nocy dostałam krwotoku i rano krew zaczęła lecieć ze mnie swobodnie.
Podejrzewam, ze mój organizm chciał sam, bez pomocy Misoprostolu pozbyć się zawartości macicy.
Ubrałam się więc z zawrotami głowy, wsiadłam w taksówkę i przyjechałam do chłopaka.
Przy nim zażyłam 4 tabletki Misoprostolu, a właściwie wsunęłam je pod język i odczekałam zalecane 30 minut po czym wyplułam ich resztki i przepłukałam usta wodą. Wyplucie nastąpiło o 11:30. Smaku praktycznie w ogóle nie czuć, grunt to nie rozmyślanie o tym co się dzieje i nienastawianie się negatywnie.
Skurcze wystąpiły niemal od razu po zażyciu Miso, a krwawienie 45 minut później. Ból opisałabym jako menstruacyjny, skurcze są po prostu mocniejsze.
Najsilniejsze krwawienie trwało jakieś 2h. Później słabło, a skurcze stawały się rzadsze choć tak samo intensywne. Cały czas siedziałam na toalecie, bo czułam bardzo mocne parcie na pęcherz, a w między czasie wypadło ze mnie wiele skrzepów o różnej wielkości.
Aktualnie jest 23:26, wróciłam do domu o własnych siłach. Ciągle krwawię, ale jak podczas miesiączki. Gdy siądę na toalecie wypływa ze mnie trochę więcej. Skurcze są już bardzo rzadkie i słabną. Jestem dobrej myśli, czuje się o niebo lepiej, w końcu nie przeszkadzają mi zapachy a moje piersi nie przypominają dwóch bolesnych guzów. Czuję się bardzo dobrze. Za dwa tygodnie udam się do ginekologa na USG, aby potwierdzić, że wszystko się udało.
MOJE ODCZUCIA I RADY DLA PANIKAR TAKICH JAK JA :) :
Nie miałam żadnych efektów ubocznych - ani biegunki, ani wymiotów ani gorączki. Kiedy czytałam tutaj te wszystkie historie i widziałam jak dużo kobiet ich doświadcza to aż krew się we mnie gotowała. Trafiłam na historię, gdzie dziewczyna popijała tabletki mlekiem, albo w trakcie zażywania tabletek ktoś coś jadł. Oczywistym jest, że gdy będziemy przyjmować ciężkostrawne potrawy, objadać się i pomimo zaleceń, żeby tego nie robić popijać tabletki jakimś syfem to wystąpią skutki uboczne. Trochę myślenia!
Kochane dziewczyny: jeśli nie chcecie spędzić 4h przykute do toalety z biegunką i wymiotami, po prostu dwa dni przed przyjęciem leków oraz w dniu ich przyjmowania róbcie sobie detoks. Dużo ziół, wody i przede wszystkim lekkostrawne potrawy! Jakieś sucharki, tosty, zupy, coś delikatnego i powinno być okej. Po zażyciu Miso polecam żuć sobie gumę miętową - nie czułam ŻADNYCH mdłości.
Jeśli chodzi o poczucie psychiczne: wychowałam się w rodzinie katolickiej i sama wierzę w Boga, jednakże stanowisko kościoła oraz państwa, w którym żyję, jest niesamowitą hipokryzją.
Świat wokół nas, kobiet żyjących w Polsce tak mocno zachęca nas do ochrony życia poczętego, jednakże jaka jest jego reakcja, gdy stworzonko, którego tak bronili i którego zdjęciami wymachiwali nam wielokrotnie przed nosem wreszcie przychodzi na świat? Otóż zarówno kościół jak i państwo zupełnie tracą zainteresowanie kobietą, oraz owocem, który wydała, a jedyne co społeczeństwo jest w stanie zrobić to wytknąć palcem i powiedzieć „ O! Taka młoda i już z dzieckiem, pewnie kurwiszon”.
Kobiety krzyczące na czarnych marszach jednakże, również nie przedstawiają całego procederu adekwatnie. Krzyczą i zachowują się jak stado zwierząt, że aborcja to nasze prawo.To uproszczenie jest niezwykle krzywdzące. Kobiety powinny mieć prawo do wyboru, czy chcą to dzieciątko urodzić czy nie, a nie do poczucia, że dzieci można płodzić i usuwać w kółko bez konsekwencji dla zdrowia zarówno psychicznego oraz fizycznego.
Docenienie wartości jaką jest życie i możliwość jego stworzenia wyniosłam z własnego domu i kochającej rodziny. Spłodzenie dziecka to nie jest mała sprawa, błahostka, jak pstryknięcia palcem jak przekonują moje „siostry płci”, ale każda kobieta powinna mieć prawo do tego co z tą sprawą zrobi, bez narażania się na ostracyzm zarówno z jednej jak i z drugiej strony.
2018 Poland
Będę dużo ostrożniejsza, już nigdy nie dopuszczę do takiej sytuacji!
Vajon az abortuszod törvénytelensége befolyásolta-e az érzéseidet?
Nie.
Hogyan reagáltak mások az abortuszodra?
Wiedział tylko chłopak. Był spokojny i wspierał mnie.